Kulturalny byk – o błędach językowych w świecie kultury

Smutne rozważania o tym, jak takie zwierzę biega po galerii sztuki

Dziś temat dla mnie dość smutny – o błędach językowych w świecie kultury. Do napisania tego postu skłoniło mnie odwiedzenie wystawy poświęconej fotografii jednego z najsłynniejszych polskich reportażystów wojennych. I o ile do samych zdjęć nie mogę, a nawet nie mam prawa mieć zarzutów, to do organizacji wystawy mam trzy. I to do komunikacji, która według mnie, jest w takim przypadku równie ważna, co samo wystawiane dzieło.

Lubię chodzić na wystawy. Nie jestem może typem osoby, która co tydzień chodzi do muzeum, na wernisaż czy do galerii sztuki. Wybieram miejsca i wernisaże, które wiem, że coś wniosą w moje życie. Będąc gdziekolwiek w innym mieście, czy za granicą, jeśli mam tylko taką możliwość, odwiedzam galerię czy inne instytucje kultury. Dlatego tym bardziej, jeżeli w moim rodzinnym mieście jest ciekawa wystawa i mam możliwość ją odwiedzić – to na nią pędzę. I zwykle wychodzę zadowolona, bo mam ku temu powody – zobaczyłam coś, co miało dla mnie wartość, poznałam kolejne dziedziny sztuki, znalazłam czas, by doszkolić się z tematyki mniej mi znanej, etc. Dlatego pisząc dzisiejszy post jestem smutna. Tak, to jest dobre słowo. Bo z wystawy fotografii wyniosłam głównie przeświadczenie, że została ona chyba zbyt szybko lub pobieżnie przygotowana.

Ale o co mi chodzi? Zacznijmy od początku. W piątek, 8 grudnia, Biuro Wystaw Artystycznych w Kielcach oraz organizatorzy – Wydawnictwo Agora i Związek Polskich Artystów Fotografików, zorganizowali wernisaż wystawy fotografii reportażowej Krzysztofa Millera pt. „Fotografie, które nie zmieniły świata”. No właśnie – pierwsza kwestia dotyczy samego tytułu wystawy. Na plakacie mamy „Fotografie, które nie zmieniły świata”, a jaki tytuł jest na broszurce informacyjnej i na biografii artysty wiszącej w galerii? Nagle trochę inny – „Zdjęcia, które nie zmieniły świata”. Niby sens ten sam, ale brak spójności sprawia, że jestem rozczarowana. Szkoda, bo od instytuacji kultury wymagam więcej.

I niestety, dalej nie jest lepiej. Samo przygotowanie wystawy jest jak dla mnie dość słabe. Przestrzeń, jaką oferuje Dolna Galeria BWA jest idealna, by pokazać pełne emocji, bardzo czasem trudne zdjęcia. Fotografie Millera ukazują człowieka uwikłanego w historię swojego kraju czy danego miejsca. Fotografie ważne, ale wyrwane z kontekstu, nie osadzone w czasie, przestają przekazywać nam istotę swojego przekazu, są tylko kadrem, w którym możemy znaleźć ból, cierpienie i tylko domyślać się, co się stało. Jak to możliwe, że na tego typu wystawie mamy tylko zdjęcia, ale brakuje przy nich podstawowych informacji? Nie ma daty, miejsca, zatem podstawowych, jak dla mnie, informacji osadzających daną historię w czasie i przestrzeni. Szkoda, że nie zadbano o tak ważną, dla tego typu wystaw, sprawę. A może to było celowe? Może chciano, by odczytywać uniwersalnie te reportaże? Jeśli tak, to uważam, że uniwersalność w tym przypadku jest nie na miejscu. Jest nadawca, jest odbiorca, a gdzie są inne kanały komunikacji?

Ostatnia sprawa, na którą zwróciłam uwagę już na samym początku wystawy, to  krótka notka biograficzna Krzysztofa Millera, wisząca w ramce, na samym początku korytarza prowadzącego do kolejnych sal z fotografiami. Niedługi opis, w którym zawarta jest esencja wiedzy na temat autora. Esencja z bykami, które nie powinny się znaleźć w takim tekście.  I chociaż na początku wywołało to we mnie uśmiech, to po jakimś czasie było mi po prostu smutno. Bo błędy popełnia każdy, kto coś robi, ale dziwi fakt, że nikt ich do tej pory nie wyłapał. Smutek. Jeżeli ośrodki kultury nie bedą dbać o poprawność językową, o spójność komunikatu, to kto to będzie robił? Śmiejemy się, że w gazetkach reklamowych są błędy i literówki, a jeśli takie znajdziemy na wystawie, to co? Pozostaję nam chyba tylko płakać.

Być może organizatorów gonił czas, może tak było tylko w pierwszym dniu wystawy? Nie wiem. Ale z przyjemnością zredaguję ten wpis do notki biograficznej i w przyszłości chętnie pomogę w korekcie i redakcji tekstów. Pro bono. W imię dbałości o kulturę języka.

PS. Oczywiście zachęcam odwiedzić i obejrzeć wystawę. Warto! Jak ktoś będzie to dajcie znać, czy byki nadal grasują po sali 😉


17 Komentarzy

Ania · 11 grudnia 2017 o 19:39

Mogłabym dorzucić podobne rozmyślenia z ostatniej wystawy, którą widziałam w Poznaniu: “Frida Kahlo i Diego Rivera. Polski kontekst”. Smuteczek.

    mariawawrzykowska · 21 grudnia 2017 o 16:50

    Aniu nie ukrywam, że jestem mocno zdziwiona, że taka wystawa też nie doczekała się dobrej organizacji. Po prostu – brakuje im ludzi, którzy potrafią czynić cuda 😉

    Sylwana - zwyklyzeszyt.pl · 9 stycznia 2018 o 12:28

    O nie… Dlaczego? W przyszłym tygodniu specjalnie jadę na nią do Poznania… 🙁

      mariawawrzykowska · 9 stycznia 2018 o 13:00

      🙁 Też się muszę wybrać, niezależnie od wszystkich organizacyjnych niedoróbek 🙂

Zakreecona · 12 grudnia 2017 o 08:29

Ja też nie jestem jakimś językowym Masterem, ale błędy ortograficzne i stylistyczne również rażą moje oczy i uszy. Nie dziwię Ci się, że od instytucji wymagasz więcej, tak chyba być powinno.
PS Gdybym mieszkała bliżej pewnie i tak odwiedziłabym tę wystawę:)

    mariawawrzykowska · 21 grudnia 2017 o 16:49

    Zgadzam się z Tobą. Instytucja kultury powinna dbać o to, by zachować pewną jakość. Tu jej zabrakło. Swoją drogą, ciekawa jestem, czy poprawili coś, czy nadal mój tekst jest aktualny. Muszę to sprawdzić. Pozdrawiam

Ewa · 12 grudnia 2017 o 13:22

Rozumiem Cię doskonale, błędy w oficjalnych publikacjach to jakiś nieśmieszny żart, który – o zgrozo – jest coraz częściej powielany. Dla wielu ludzi takie wyłapywanie literówek to snobizm, ale ja uważam, że są pewne granice redakcyjnej przyzwoitości, których przekraczać nie wypada. Daleka jestem od piętnowania każdego drobnego błędu, bo jestem boleśnie świadoma, że i w moich tekstach też czasami pojawiają się jakieś niedociągnięcia – zwłaszcza, jeżeli muszę pisać na czas i ze względu na temat bardzo nie mam ochoty po raz setny wracać do tego samego akapitu. Ale nie popadajmy też w drugą skrajność, toż to podałaś przykład na typową ignorancję. A co najgorsze, ta jedna wystawa to tylko czubek góry lodowej – i myślę tu tylko o błędach w publikacjach związanych z kulturą, a gdzie tam pozostałe teksty…

    mariawawrzykowska · 21 grudnia 2017 o 16:45

    W swoim komentarzu ujęłaś wszystko to, co chciałam przekazać. Mnie także daleko do wyśmiewania się z ludzi, literówek i grożenia palcem, jak zrobią błąd w tekście. Bywa. I tak jak ty piszesz – mnie też zdarza się zrobić błąd, literówkę w tekście czy zapomnieć o przecinku. To jest ludzkie, bo jak to mówią – kto nic nie robi, ten nie popełnia błędów. Ale tu nie chodziło o jeden błąd w tekście, który można szybko poprawić drukując od nowa plakat. Ale o całą masę niedoróbek, które świadczą o tym, że organizacyjnie coś poszło nie tak. I mówię to jako osoba, która przez 5 lat pracowała przy organizacji przeróżnych imprez. Dlatego tym bardziej dziwi fakt, że w takim miejscu jest taka ignorancja. Muszę przejść się jeszcze raz i sprawdzić, czy cokolwiek zostało poprawione.

Julia · 12 grudnia 2017 o 14:37

Tak jak nie jestem stałą bywalczynią wystaw/galerii/eventy, to i mnie rażą takie drobne rzeczy, choć nie mam tak profesjonalnego oka jak Twoje oczywiście.
Literówki (w szczególności takie, które wydają się być pisane “na szybko”) są dość dziwne, ale fakt, że jedno źródło podało dwa różne tytuły wystawy mnie zadziwia. Zdjęcia bez opisów? To dla już zagadka. Nie bywam w takich miejscach często, ale nie umiem sobie wyobrazić pójść na wernisaż fotografii i nie zobaczyć takich informacji jak chociażby miejsce zrobienia zdjęcia! Tak jak zrozumiem obrazy, bo przecież data czy miejsce nie jest zawsze tak mocno powiązana z danym dziełem, ale zdjęcie?! Rzeczywiście brzmi to jak coś, co zostało w ostatniej chwili jakoś sklejone w całość byleby nie przesunąć daty otwarcia…

    mariawawrzykowska · 21 grudnia 2017 o 16:39

    Właśnie chodzi o to, że takie podstawowe organizacyjne sprawy mają ogromny wpływ na odbiór tego, co jest prezentowane w galerii. A najgorsze jest to, że po tym wpisie dostałam mnóstwo informacji od różnych osób, że w ich miastach także niektóre wystawy czy wernisaże są pod względem organizacyjnym bardzo źle przygotowane. I to nawet takie, które powinny być na wysokim poziomie. Smutne.
    A czy Ty spotkałaś się z podobnymi zaniedbaniami gdzieś na wystawie w Twoim mieście?

Ewa · 12 grudnia 2017 o 22:49

Reportaż jest odniesieniem do konkretnych wydarzeń, więc bez konkretnych dat i tła na którym rozgrywały się nie ma żadnego znaczenia … W przeciwnym razie mamy do czynienia z fotografią artystyczną, którą można interpretować różnorako, a przecież nie o to chodzi w sprawozdaniu, tylko o przedstawienie faktów, konkretnie umiejscowionych.

    mariawawrzykowska · 21 grudnia 2017 o 16:35

    Właśnie w tym rzecz, że tak podstawowa sprawa została zapomniana. Ciekawe, czy ktoś teraz to poprawił?

Aneta · 3 stycznia 2018 o 01:54

Poruszyłaś bardzo ważną kwestię, wykraczającą poza język – brak osadzenia w kontekście! Z wykształcenia jestem filologiem, ale jestem w stanie przymknąć na wszystkie błędy, jeśli tylko nie wpływają na zmianę znaczenia. A brak kontekstu to czasem odbiór zupełnie opaczny – to boli jednak bardziej!

    mariawawrzykowska · 3 stycznia 2018 o 19:05

    Na to głównie chciałam zwrócić szczególną uwagę – kiedy bylejakość wkrada się tam, skąd powinno się czerpać inspiracje to znak, że źle się dzieje…

Sylwana - zwyklyzeszyt.pl · 9 stycznia 2018 o 12:37

Jak dobrze, że w końcu natrafiłam na kogoś, kto ma równie niską tolerancję na niedbalstwo językowe, jak ja!

Doskonale rozumiem Twój smutek, to wygląda jak partyzantka: ktoś na chybcika postawił zdjęcia, którym brak nie tylko odpisów, ale i ładnego obramowania…

Fotografie, obrazy, rzeźby, potrzebują odpowiedniej oprawy.

P.S. Twojego bloga dodaję do ulubionych, coś mi się wydaje, że nie raz tu wrócę:)

    mariawawrzykowska · 9 stycznia 2018 o 13:05

    Jak się okazuje, to jest nas całkiem sporo 😉 Mam nadzieję, że wezmą sobie do serca to wszyscy organizatorzy wystaw i imprez kulturalnych, że nie wystarczy tylko wystawić obraz i sprawa załatwiona. Dla nas liczy się wszystko – gdzie ten obraz wisi, jak jest oświetlony, czy wystawa jest dobrze zorganizowana, czy foldery zawierają właściwe dane, etc.
    PS Bardzo się cieszę i zapraszam częściej w swoje skromne, blogowe progi 😀 Ja również chętnie zagoszczę u Ciebie 😀

Czy warto odwiedzić wystawę Warhol Dali? - Projekt Słowo · 18 maja 2018 o 16:09

[…] czym mogliście doskonale się przekonać czytając tekst sprzed kilku miesięcy. Wystrczy zrobić KLIK i dowiecie się o co mi […]

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.